WarszawaWprowadzenie
„W tym mieście codziennie od rana przeżywasz to samo, co krok: zdumienie, ulica nieznana, olśnienie, nieznany ci blok. (…) Jak przygoda, to tylko w Warszawie” – jak śpiewa Irena Santor. Chociaż piosenka powstała w latach 50. XX w., to wciąż jest aktualna. Zwłaszcza, że Warszawa to żywe, ciągle zmieniające się miasto. Centrum potrafi zaskoczyć już po kilku miesiącach – jeżeli wcześniej tam byliście i mieliście swoją ulubioną kameralną restauracyjkę czy uroczy, mały sklepik z przesympatyczną panią za ladą, niewykluczone, że będziecie musieli szukać kolejnego, a po starym pozostaną Wam ciepłe wspomnienia. To też najbardziej multikulturowe miasto w Polsce: azjatyckie restauracje są takie nie tylko z nazwy, w sklepie czy przychodni przyjmie Was Pan z Senegalu, w okolicach Dworca Wileńskiego romskie dziewczęta zaproponują Wam bluzkę lub perfumy (oczywiście w okazyjnej cenie), a w autobusie zaczniecie się zastanawiać, czy na pewno jesteście w Warszawie, a nie w Mińsku, czy we Lwowie.
Wstęp przekonuje Was do urlopu w Warszawie, ale brakuje Wam czasu na zorganizowanie go? Nie martwcie się! Możemy się tym zająć za Was. Dzięki nam zaoszczędzicie czas, pieniądze i nerwy. Wyszukamy dla Was najlepsze oferty. Co macie do stracenia? Skontaktujcie się z nami przez formularz kontaktowy lub nasz fanpage na Facebooku. Jeżeli wolicie sami sobie zaplanować wakacje, pomoże Wam w tym nasza wyszukiwarka lotów i noclegów.
Warszawa – stolica i największe miasto Polski, położona na malowniczym, a przy tym płaskim jak stół, Mazowszu. Miejsce pielgrzymek i Ziemia Obiecana tych, którym marzy się wielka kariera, a przed oczami maja swój sen o Warszawie (polski odpowiednik american dream). Ale przecież Warszawa to nie tylko biurowce i korporacje (no chyba, że mówimy o ich największym zagłębiu na warszawskim Mokotowie, zwanym przez mieszkańców stolicy „Mordorem” – to fakt, mają nawet własną gazetę „Głos Mordoru”). To także kina, teatry, muzea i piękne parki, które koniecznie musicie odwiedzić! Liczba jej mieszkańców to ponad 1,7 mln. Czyli w porównaniu z innymi stolicami europejskimi wcale nie tak dużo - zwłaszcza, że do dyspozycji mają oni aż 517 km2.
Chcecie odwiedzić Warszawę, ale brakuje Wam chęci do samodzielnego zaplanowania wyjazdu? Kliknijcie tutaj, żeby wybrać ofertę wczasów od najbardziej popularnych biur podróży!
Z południa na północ Warszawę przecina Wisła. Po jej lewej stronie powstał bulwar, po którym można się przespacerować albo, jak często robią warszawiacy, przysiąść na jednym ze stopni. Macie też do wyboru kilka restauracji i kawiarenek, zazwyczaj na barkach. Po prawej stronie spotkacie dzikie plaże, na których mieszkańcy stolicy wypoczywają w słoneczne dni (nierzadko z puszką złocistego napoju w dłoni, ale o tym cicho sza! ;)) Rzeka dzieli więc Warszawę na prawo i lewobrzeżną. Dawniej lewy brzeg zamieszkiwała arystokracja, ludzie kultury i nauki, prawa była określana mianem robotniczej. Oczywiście, jak w wielu miastach, ta różnica z czasem nieco się zatarła.
Jako, że pewnych przeświadczeń trudno się pozbyć, pewnie spotkaliście się ze stwierdzeniem, że jeśli ktoś przybywa do Warszawy z ambicjami, aby zostać kierownikiem, na jej prawym brzegu stanie się to znacznie szybciej. Pociąga to jednak za sobą pewne konsekwencje: aby zatrzymać ten zaszczytny tytuł, kandydat na kierownika będzie musiał poratować złotóweczką pana zbierającego na napój bogów. Czy tak rzeczywiście jest? Cóż… Może nie do końca, aczkolwiek w każdej legendzie tkwi ziarenko prawdy…
Jak donoszą media, w Warszawie kryje się też straszny potwór, zwany smogiem – nie mylić ze smokiem, ten kryje się w Krakowie i ani myśli się przeprowadzać, jakby zupełnie ignorując fakt, że stolica już dawno została przeniesiona. Jedni mówią, że oba stworzenia są równie mityczne, inni uznają istnienie przynajmniej jednego z nich. A tak na poważnie, prawdopodobnie nie odczujecie warszawskiej „ciężkiej atmosfery” zbyt mocno. Chyba, że całe życie spędziliście w małym domku otoczonym zielenią gdzieś w dalekich Bieszczadach, wtedy lepiej nie wysiadajcie na Dworcu Centralnym, tylko gdzieś na obrzeżach miasta – wolimy, żebyście nie doznali szoku i powoli przyzwyczajali się do miejscowej aury ;).
Dawno, dawno temu, nad brzegiem Wisły, mieszkał młody rybak Wars. Gdy pewnego dnia udał się na połów, zobaczył w wodzie piękną dziewczynę. Po chwili dostrzegł coś, co wprawiło go w osłupienie – dziewczę miało rybi ogon! Syrena nie zauważyła młodzieńca i zaczęła śpiewać, a Wars zakochał się bez pamięci. Myślał o niej całymi nocami i na każdym połowie szukał wzrokiem ślicznotki (niestety źródła nie podają, jakim cudem nie umarł z głodu). Któregoś dnia trochę za mocno wychynął z trzciny i Sawa, bo tak nazywała się syrena, dostrzegła podglądacza. Zamiast się rozzłościć, rzeczna piękność wyznała rybakowi miłość (musiał być naprawdę przystojny). Niezwykłym zbiegiem okoliczności okazało się, że jeśli syrena zakocha się w człowieku, stanie się jednym z nich. Dlatego Sawie opadły łuski, a Warsowi szczęka z wrażenia, bo w miejscu ogona pojawiły się nogi. Potem był ślub, a wokół chatki nowożeńców powstała osada, którą ludzie nazwali Warszawą. Uwierzyliście? Nie? To dobrze ;). Tak naprawdę historia nazwy miasta jest dużo mniej romantyczna – pochodzi od staropolskiego imienia Warsz. Warszawa to po prostu miasto Warsza.
Chociaż pierwsze osady powstawały na tych terenach już ok. IX-X w., wzmianki o Warszawie pojawiają się dopiero na przełomie XIII/XIV w. W 1413 r. rozpoczęła karierę stolicy – na razie Mazowsza. Po tym, jak w 1526 r. region włączono do Korony, miasto zaczęło zyskiwać na znaczeniu. Po śmierci Zygmunta Starego zamieszkała tu królowa Bona. Ich syn, Zygmunt August, także chętniej przebywał w Warszawie niż w Krakowie. Po zawarciu w 1569 r. unii polsko-litewskiej i utworzeniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zapadła decyzja – to w Warszawie będą się od tej pory odbywały obrady szlachty, ze względu na bardziej dogodną lokalizację. Dopiero 27 lat później Zygmunt III Waza przeniósł dwór do obecnej stolicy. A wszystkiemu winien był pożar na Wawelu, dotychczasowej siedzibie władcy. Nie było to jednak łatwe zadanie – przeprowadzka z takim rozmachem zakończyła się dopiero ok. 1610 r.
Mimo prężnego rozwoju, Warszawa wciąż nie mogła się równać z niektórymi polskimi miastami (Gdańsk przebijał ją ponad trzykrotnie pod względem liczby mieszkańców). Trudno się jednak dziwić, zamieszkanie w nowej nieoficjalnej stolicy nie było tak łatwe, jak dziś. Co tam meldunek z czasów PRL-u, w XVII w. trzeba było mieć pełną sakiewkę (na podatki, posiadłość i… opłatę za dołączenie do tego elitarnego klubu), zaproszenie od dwóch mieszkańców i oczywiście… trzeba było być katolikiem. Mimo tego młodzi ludzie często nie dawali się złapać na „warszawski prestiż” i wybierali Kraków. Powód był prosty – Uniwersytet Jagielloński. Niestety, mała liczba mieszkańców szła w parze z małą liczbą żołnierzy.
Cena była wysoka – gdy w 1655 Szwedzi rozpoczęli oblężenie miasta, nie opierało się ono zbytnio. Szwedzi jak żywioł wyczyścili Warszawę, spalili przedmieścia i zniszczyli mury miejskie. Chociaż już rok później miasto zostało odzyskane, wojska szwedzkie zostawiły po sobie ogrom zniszczeń. Odbudowa trwała 40 lat. Warszawa zyskała wtedy nieco bardziej barokowy wygląd dzięki holenderskiemu architektowi Tylmanowi z Gameren.
Kolejny okres rozkwitu przypadł na czas panowania Jana III Sobieskiego. Tych, którzy pamiętają jego listy do królowej Marysieńki, na pewno nie zdziwi zainteresowanie Sobieskiego kulturą i sztuką. Jak pewnie zauważyliście, historia rozwoju Warszawy przypomina sinusoidę – po destabilizacji wywołanej zamieszaniem na tronie Polski (naprzemienne panowanie Augusta II Mocnego i Stanisława Leszczyńskiego), miasto znów przeżyło swój renesans za sprawą ostatniego króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jako osoba dobrze wykształcona, dbał o sferę kulturalną. Ale niestety nie o finanse – władca nie należał do oszczędnych. Z racji, że słaby król to słabe państwo, w dziejach Polski nastały mroczne czasy rozbiorów.
Warszawa dostała się w ręce zaborcy dopiero po III rozbiorze w 1795 r. (najpierw Prus, potem Rosji). Trudno było to nazwać ubogaceniem kulturowym − rozwój miasta wyraźnie przyhamował. Co oczywiście nie znaczy, że nic się tu nie działo – stolica stała się centrum działań konspiracyjnych. Warszawa była ogłaszana kolejno stolicą Księstwa Warszawskiego, Królestwa Polskiego, a wreszcie, po zakończeniu I wojny światowej w 1918 r., niepodległej II Rzeczpospolitej Polskiej. Wtedy zaczął się jeden z najpiękniejszych okresów w historii tego miasta, które znów zaczęło oddychać pełną piersią. Kabarety, kawiarnie, gwiazdy kina i estrady, żeby wymienić choćby czarującego Eugeniusza Bodo, utalentowaną Hankę Ordonównę, czy dowcipnego i uszczypliwego Juliana Tuwima. Prawdziwy „Paryż Północy”. Jednak, jak już ustaliliśmy, historia Warszawy to sinusoida – szczęście musiało wkrótce prysnąć. Tym razem cios był wyjątkowo okrutny.
Pierwszego września 1939 r. rozpoczął się najmroczniejszy okres w historii miasta. Warszawiacy bronili się długo, jednak nie byli gotowi na to, co nastąpiło. Po bombardowaniach oddziały niemieckie wkroczyły do miasta. W grudniu naziści rozpoczęli wydzielanie części żydowskiej miasta. Przesiedlono setki tysięcy ludzi, zmuszając ich do pozostawienia dorobku życia. Bunt w getcie wybuchł dopiero w 1943 i został krwawo stłumiony przez oddziały SS – zamordowano bądź wywieziono do obozów koncentracyjnych ok. 370 tys. Żydów, a teren getta dosłownie zrównano z ziemią. Rok później Warszawą szarpnął patriotyczny zryw − wybuchło Powstanie Warszawskie. Nierówne starcie trwało aż do drugiego października. Do walki stanęli głównie młodzi ludzie pełni zapału i nadziei na lepsze jutro, jednak nie byli oni wystarczająco przygotowani – uzbrojony był zaledwie co dziesiąty z nich.
Warszawa została „wyzwolona” spod okupacji niemieckiej niedługo później, bo już w styczniu 1945 r. Z pięknego niegdyś miasta zostały jedynie zgliszcza. Zaczął się żmudny proces odbudowy. Dominującym stylem w architekturze stał się realizm socjalistyczny, w tym najbardziej reprezentatywny Pałac Kultury i Nauki. Warszawiakom udało się odbudować Zamek Królewski i Stare Miasto, które w roku 1980 zostało wpisane na listę UNESCO. Jednak w polityce nie działo się już tak różowo. Stolica znów stała się centrum oporu przeciwko władzy – aż do roku 1989.
Dzisiejsza Warszawa to miasto sprzeczności – z jednej strony parki, Starówka i Łazienki Królewskie, z drugiej ogromne wieżowce ze szkła i metalu. A gdzieś pomiędzy nimi stare, praskie kamienice i socjalistyczne płaskorzeźby na Placu Konstytucji. Ludzie zjeżdżają tu z całej Polski, ale jako, że nie ma jak weekend u mamy, powstało zjawisko zwane „słoikami”. Jednak o nich powiemy w następnym podrozdziale ;).
Nie ukrywamy, opinie o Warszawiakach bywają różne. Jak mówi przysłowie: z prawdą jest jak… ze szczoteczką do zębów – każdy ma swoją ;). Dzielni podróżnicy, nie lękajcie się! Nie taki „krawacik” straszny, jak go malują.
Warszawa, jak każde miasto, przypomina trochę żywy organizm. Można powiedzieć, że żyje we własnym tempie. A krew w żyłach stolicy płynie wartko – pod tym względem Warszawa przypomina raczej maratończyka, niż spokojnego domatora. Na pewno odwiedzając miasto, szybko to zauważycie – Warszawiacy ciągle się spieszą. Widać to zwłaszcza na ulicach, bo w sklepach i kawiarniach już niekoniecznie ;). Dlatego jeżeli podczas podróży będziecie się poruszać komunikacją miejską, zapamiętajcie jedną naprawdę ważną zasadę – po prawej się stoi, a lewą się „śmiga”! Chodzi oczywiście o reguły korzystania ze schodów ruchomych. Tak banalna rzecz, a jednak wielu gościom wydaje się na tyle „egzotyczna”, że często o niej zapominają. Tak, walizek też ta zasada dotyczy. Po prostu postawcie je na schodku za sobą, lewa strona to zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Zapewne niektórzy z Was pomyślą: „a co im da te 5 czy 10 sekund?”. No cóż, kierowcy autobusów nie zawsze są na tyle uprzejmi, aby te kilka sekund zaczekać. „To dlaczego ludzie nie wychodzą trochę wcześniej z domu?” – ależ wychodzą! Z tym że Warszawa to nie Tokio, tutaj „spóźnienie” pociągu czy autobusu o kilka sekund to też może być szok… że przyjechał niemal na czas. Poza tym miasto jest całkiem spore, a mało kto ma tu komfort pracowania 10 min. piechotą od domu. Dodajmy do tego jeszcze kilkanaście podwarszawskich miejscowości – ich mieszkańcy zwykle spędzają w stolicy cały dzień, pracując czy ucząc się.
A teraz wyobraźcie sobie, że do pracy musicie dojechać na drugi koniec miasta.Wychodzicie z domu, idziecie spacerowym krokiem na przystanek, macie jeszcze tyle czasu! Ale autobus nie przyjeżdża. Pewnie korek… albo wypadek? Zaczynacie się denerwować. Nareszcie jest! Wciskacie się więc do wypchanej po brzegi pasażerami maszyny i ruszacie w drogę. Patrzycie na zegarek. Przed Wami przesiadka do metra. Nieco już podenerwowani wchodzicie na peron. Nadjeżdża pociąg. Już, już zaczynacie kierować się w jego stronę i wtedy widzicie to… Nie ma szans, że się zmieścicie. Zaczynacie się zastanawiać – może ci japońscy „dopychacze” w metrze to nie taki głupi pomysł? Czekacie na drugi skład, a minuty lecą. Autobus, który dowozi Was do pracy, jeździ co 20 min., dlatego musicie wyrobić się na ten „swój”. Kiedy wreszcie udało Wam się wsiąść do wagonu, nerwowo zerkacie na zegarek – zostało tylko kilkanaście minut! Szybko przeliczacie w głowie – ok. 2 min. na każdą stację metra, potem 3 min. na dojście do autobusu, OK, minuta niedoczasu. Może się uda, ale trzeba się pospieszyć. Zaczynacie „poranną rozgrzewkę”, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Kiedy drzwi na Waszej stacji otwierają się, niczym Usain Bolt na Mistrzostwach Olimpijskich wystrzeliwujecie przed siebie, zaczynając swój bieg o wszystko. Nabieracie tempa, tniecie powietrze jak torpeda, zwycięstwo jest tak blisko! Z impetem wpadacie na schody ruchome i… przed sobą widzicie całkowicie zatamowane obie strony. Nie jesteście w stanie przejść, na schodach nie ma nawet miejsca, żeby się przesunąć. Po odczekaniu tych „nieważnych kilku sekund” znów zrywacie się do biegu na przystanek, ale widzicie już tylko tył autobusu, wyruszającego w siną dal… bez Was. Czy teraz już rozumiecie?
Solą w oku podróżnych bywają też… przejścia podziemne. Najwięcej problemów sprawia to pod skrzyżowaniem Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej. To samo serce miasta, codziennie przetaczają się tamtędy tłumy, dookoła mnóstwo wyjść na przystanki autobusowe, tramwajowe i stację metra – na tę ostatnią dojdziecie, przechodząc przez tzw. „patelnię”, częste miejsce spotkań młodych warszawiaków, a także występów artystycznych, czy kaznodziejskich przemów. Dodajmy do tego grajków w samym przejściu, sklepy, fast-foody, stanowiska z kawą i ciasteczkami na wynos… Warszawiacy od najmłodszych lat ćwiczą się w trudnej sztuce nietaranowania się nawzajem oraz sprawnego poruszania się z prądem i przeskakiwania między sobą. Jednak osoby spoza miasta widzą to zupełnie inaczej – groch z kapustą, galimatias i kocioł z duszami potępieńców, w którym miesza sam Lucyfer. Żartujemy, to oczywiście spora przesada, ale rzeczywiście, dopiero po chwili można zorientować się, że to wszystko „chaos kontrolowany” ;). Kiedy już się tam znajdziecie (a na pewno się znajdziecie), postarajcie się spojrzeć na to miejsce jak na układ krwionośny pod skórą miasta. Spróbujcie po prostu dołączyć do krwioobiegu. Jeżeli jesteście zmotoryzowani, pomyślcie o zasadach poruszania się na drodze i zastosujcie je. Przemieszczajcie się pewnie i niech Was ręka boska broni przed zatrzymywaniem się na samym środku przejścia! ;) Prąd za Wami jest zbyt wartki i gotów porwać zbłąkanego wędrowca. Jeżeli już koniecznie musicie się zatrzymać, po prostu skierujcie się na „pobocze” :). A, jeszcze jedno, nie piszcie SMS-ów podczas jazdy.
Będąc w Warszawie na pewno usłyszycie rozmowy o tajemniczych „słoikach”. Jeżeli ktoś mówi, że u niego w pracy jest „mnóstwo słoików” nie musi to oznaczać, że pracuje w gastronomii. „Słoiki” to po prostu osoby przyjezdne, które jedną nogą są już w stolicy, a drugą w rodzinnej miejscowości. Zjawisko dotyczy głównie młodych ludzi, zwłaszcza studentów. Osoby określane tym mianem uczą się lub pracują w Warszawie, a w weekendy i święta jeżdżą do rodziców w odwiedziny i po… zapas słoików z domowymi przysmakami – właśnie stąd wzięła się ta enigmatyczna nazwa. Ich ogromną liczbę najlepiej widać właśnie w dni wolne od pracy (a dzięki studentom częściowo też w wakacje). Podczas tego Exodusu Warszawa zaczyna przypominać miasto duchów. Zatłoczony autobus, do którego zwykle ludzie nie mogli nawet wsiąść podczas porannej drogi do pracy? Na dzień przed Świętami Bożego Narodzenia mogą śmiało odtańczyć w nim tango, a gdy się zmęczą, usiąść na niemal dowolnym miejscu. O ile zdążą się zmęczyć – przyzwyczajeni do korków warszawiacy potrafią przegapić w tym okresie swój przystanek, bo „to niemożliwe, żebym dojechał tak szybko” ;).
Jeszcze jedno, mamy do Was ogromną prośbę. Chociaż żywimy głęboką nadzieję, że zakochacie się w Warszawie i dostrzeżecie w niej znacznie więcej, niż tylko korporacyjne zagłębie, zdajemy sobie sprawę, że miasto jest raczej specyficzne. Wiecie już, że ludzie żyją tu dość intensywnie i na to trzeba być przygotowanym. Dlatego prosimy – niezależnie od tego, jakie pierwsze wrażenie wywrze na Was stolica, nie krytykujcie jej zbyt ostro, zwłaszcza w obecności mieszkańców! Warszawiacy są dość wyczuleni na tym punkcie. Ale spójrzcie na to z innej strony. Załóżmy, że odwiedzacie kogoś pierwszy raz. Wchodzicie do mieszkania – zupełnie nie w Waszym guście. Czy powiecie „Matko i córko! Jak wy możecie tu mieszkać?! Ściany takie zimne, meble jak w szpitalu, zupełnie nieprzytulnie! Tygodnia bym tu nie wytrzymał! Nie to co u mnie, ciepłe kolory, mebelki jak w domku u babci, tak to można żyć!”? No właśnie… Raczej pochwalicie mieszkanie albo nazwiecie je dyplomatycznie „ciekawie urządzonym” czy „bardzo nowoczesnym”. A jeśli już zupełnie nie umiecie kłamać, po prostu nie powiecie nic ;). Poza tym, czy uskarżacie się na sjestę w Hiszpanii czy Włoszech, tłok w porze lunchu w Paryżu albo na korki w Londynie? Warszawa, jak każde miasto, ma swoje cienie i blaski – postarajcie się dostrzec te drugie.
Nie wyciągajcie jednak pochopnych wniosków. Najlepiej będzie jeśli sami przyjedziecie lub przylecicie do Warszawy i ocenicie, czy miasto do Was przemawia. Samochód, którym wybierzecie się w tą podróż możecie wynająć tutaj, lotów natomiast poszukajcie korzystając z tej wyszukiwarki.
Mówi się, że każdy moment jest dobry na podróżowanie. Jeżeli jednak chcecie wiedzieć, kiedy będzie najlepiej wyruszyć w Waszą wymarzoną podróż, zerknijcie do rozdziału „Kiedy jechać?”.
Staramy się, aby ten rozdział przewodnika był dla Was wartościowy i NIESAMOWICIE BARDZO MOCNO zależy nam na Waszej opinii. Prosimy Was – wyraźcie ją korzystając z przycisku „Szepnij nam do ucha”. Nawet najkrótsza i najprostsza informacja się liczy: „Podoba mi się” lub „Co Wy w ogóle robicie, zmieńcie branżę”. W ten sposób pomożecie nam rozwijać się dla Was – kontynuować to, co jest dobre i poprawiać to, co Wam się nie spodoba.
Jeśli widzicie potencjał w tym, co robimy, to nie trzymajcie tego dla siebie. Pomóżcie nam dalej budować ten portal, zwiększając dotarcie do innych osób, którym publikowane przez nas artykuły mogą pomóc w planowaniu podróży. Może jest wśród Waszych znajomych ktoś, komu warto podać adres www.breakplan.pl? Prosimy Was, jeśli ten darmowy przewodnik, który przeczytaliście ma dla Was wartość, udostępnijcie go na fejsie i polubcie nasz profil – nic nie tracicie, a nam da to dowód, że wiele godzin pracy nad przewodnikiem, żebyście mogli go przeczytać zupełnie za darmo, ma sens i warto dalej się rozwijać.
Z góry Wam dziękujemy za każdy rodzaj wsparcia i życzymy wymarzonej podróży.
Redaktor